Wow... nie sądziłem że jazda niemieckim autostradami może być tak mecząca (nawet na siedzeniu pasażera). Po przebiciu się przez autostrady pełne Porshe, Merców i innych BMW dobijamy do krainy zawnej Tyrolem. Swoją drogą było to dość niezapomniane uczucie gdy po prawym pasie mija nas Poshak ganjący 250 km/h. Byliśmy już ok. 20 km od małej mieściny w której mieliśmy zabukowany nocleg, gdy nagle ..."droga zasypana". Szybko wystukuje objazd w automapie i ... objazd ponad 100 km i jeszcze przez płatną drogę. Jednak udaje się w końcu. Dobijamy zmęczeni ok. godziny 22. Rano po narty i siiiiiuuuuuu na najlepsze stoki świata.